1.10.2011, sobota
Dawno nie pisaliśmy, ale nie było ku
temu zbytnio czasu. Za to teraz jest żeby ponadrabiać. Niestety znów padło na
mnie ale musiałam zostać na bazie noclegowej a Męża wysłałam na zwiedzanie,
uwaga: KRATERU! a co, ma się życie
nie?;-D ja aktualnie też jestem w kraterze przy tym że leżę na naszych
prezentach ślubnych, które naprawdę świetnie się spisują (polecamy - materace
samodmuchające się zamiast karimat). No to leże ...
na terenie kościoła
znaleźliśmy 3 dziwne budowle, takie okrągłe ze stożkowatymi dachami i w jednym
z nich zrobiliśmy sobie przechowalnię bagaży i pewno będziemy tu nocować. Na
0800 jest msza więc na pewno się nie spóźnimy ;-D A było to tak:
w piątek (wczoraj) zrobiliśmy sobie
bardzo fajną, najlepszą do dotychczasowych wycieczek, była ona do Citade Vela,
było to kiedyś miasto stołeczne Wysp Zielonego Przylądka, tylko że kilka razy
zostało napadnięte przez piratów i w końcu postanowili przenieść stolice do
Prai.
|
widok na fort z plaży |
|
|
M.M. |
|
w Afryce to i kurczaczki są czarne |
|
wspinamy się w górę na zwiedzanie fortu |
|
ta dziewczynka powiedziała że bardzo chętnie nas zaprowadzi, po czym nie chciała nas dalej puści aż jej zapłacimy... |
|
|
widok z fortu |
|
widok z fortu |
|
czarne kury to i czarne kozy, ale już nie w forcie ;-) |
|
|
|
ruiny bazyliki |
|
drzewo pod którym się toczy większość życia kulturalnego |
Miasteczko przecina koryto wyschniętej rzeki ( gdybyśmy tu nie byli w porze
deszczowej to można by się nabrać że gdy ona trwa to jest w korycie woda,
hahha), no ale gleba jest dość żyzna, na tyle że można CV nazwać Wyspami
ZIELONEGO przylądka, palm bardzo dużo, ichnich drzew, nawet o owoc jednego z
nich zdążyliśmy się popstrykać, ja obstawiałam że limonka a Mąż że granat, ale
się okazało że ani jedno ani drugie, ale nazwy nie udało się nam zapamiętać:(
|
pranie w korycie rzeki.... |
|
trzcina cukrowa |
|
prawie taniec, na prawie rurze |
|
ajć | |
Dziś Citadevelha jest piękną wioską z ruinami XV wiecznymi: fortem wznoszącym
się nad miasteczkiem, wsią ( no nie wiem jak nazwać wieś która kiedyś była
stolicą), ruinami katedry i kościółkiem św.Franciszka ale co ciekawe -
kościółek odbudowano w 2003 roku ale metodami którymi budowano je w XV w.!!
|
odnowiony kościół |
|
kościół franciszkanów |
|
destylarnia |
|
prosiaki w dziurze, chyba żeby nie uciekły i miały chłodno |
|
znowu Praia, jemy obiad na targu |
|
a cały dzień popijamy pifkiem |
Wsiedliśmy na bardzo luksusowy, drogi
prom i popłynęliśmy na Fogo, w miedzy czasie zabroniona nam wychodzenia na
pokład, w środku była klima i tam trza było siedzieć, a jak się nie miało
miejsca przy oknie to było tylko widać falę podczas przechyłów. Trochę się nam
jedak udało popodziwiać widoki z pokładu i zrobić fokę Citadevela z morza- no
elegancki łup jak dla piratów ;-)
Na Fogo dotarliśmy już po zachodzie
słońca, musieliśmy się przebić przez tłum ludzi odmawiając im podwiezienia
taksówka do miasta, rozbiliśmy namiot może z kilometr od promu, na skarpie nad
oceanem. Przez to że nie zakładaliśmy tropiku gwiazdy tak mocno świeciły że
mogliśmy poruszać się bez czołówki ( niemalże;-)) Rano złapaliśmy okazję do Sao
Filipe, tam poszliśmy na upragnioną kawę przy okazji poznając przewodnika.
Przedstawił się jako " człowiek z wulkanu" no robi wrażenie!jest
przewodnikiem po kraterze i zakamarkach wulkanu, tam się urodził.Umówił nas ze
swoim znajomym ( francuz który ma swój hotel w samym kraterze i raz w tyg.
zjeżdża po towar i my na to akurat trafiliśmy;-)), mieliśmy czas do odjazdu
więc poszliśmy zobaczyć czary piasek. Chciałam popływać ale brakło mi odwagi (
a pisałam wcześniej że ja to odważna ?;-/), dla mnie była tak przerażająca woda
niosąca czarny piach że no niestety. Ale za to Męża jakiego mam
dzielnego,odważnego i wogóle najlepszego!!! dość że popływał to znosi to że jego
Żona nie pływała, a wierzcie mi ciężko znieść coś takiego!!Brawo dla mojego
Ukochanego Męża!!
Na wulkan wjeżdża się mega krętą i w
większości brukowaną uliczką ( dwa samochody ledwo się mijają). Trafiliśmy na
kilka km asfaltu, uuuu to była przyjemna jazda, ale zakręty na Kubalonkę to się
chowają!
No i chyba tyle na teraz. Mąż jeszcze
nie wrócił, no to będę sobie tak po Afrykańsku po prostu czekać i NO STRESS,
chociaż na czynnym wulkanie to trzeba być naprawdę spokojnym żeby się nie
stresować, a tubylcy tacy tu właśnie są. Pozazdrościć i się uczyć ;-)