Siedzimy
w porcie czekając na odpłynięcie promu które miało nastąpić o 1200 ( jest teraz
18:53).
Ale
dziś dzień był baaardzo afrykański: picie grogu, ponczu, uśmiechanie się do
ludzi, gadanie z nimi, pływanie w Atlantyku i czekanie. Chociaż nie czekanie-
raczej bycie, takie bycie tu i teraz, no stress, prom miał być o 1200? no to się trzeba cieszyć że wogóle jest dziś,
bo przecież równie dobrze mógł być za tydzień...
Ogólnie to na wszystkie smutki i nerwy bardzo kojąco działa truskawkowy poncz, trza by se do domu kupić.
A
z tym Promem to było tak: Pytaliśmy ludzi w niedzielę, ale nikt nie wiedział. W
poniedziałek powiedzieli nam w agencji promów, że prom będzie w środę lub w czwartek
i mamy pytać we wtorek. We wtorek powiedzieli, że będzie w środę i sprzedali
bilety na g. 1200. W środę przy śniadaniu właściciel hotelu powiedział nam, że
lepiej jeszcze iść potwierdzić godzinę w agencji. Poszliśmy o 1030 i pani
napisała nam na kartce: 19H00...
Nie
chciało nam się wierzyć bo prom już stał, więc poszliśmy do promu. Poltorej h
zajęło nam dopytywanie o której odpłynie. wszyscy mówili co innego i szli się
dopytać, ale nie wracali. Ok. 12 człowiek z Agencji powiedział nam, że mamy
wrócić o 19tej. O 1830 powiedzieli nam, że nie możemy jeszcze wejść, bo trwa
załadunek, i że czas na pasażerów będzie ok.1930, a może już o 2000. Afrykaa...
Dziś
też doświadczyłem najgorszej przygody ze wszystkich moich podróży...
odłożyliśmy plecaki w cieniu i ja pobiegłem spotkać się z Polakiem żeglarzem
(koniec końców się nie udało...). Kiedy wróciłem akurat przyłapałęm psa (są ich
tu setki - wyglądają raczej chore i odrażające) na obsikiwaniu mi plecaka!!!!
od środka od strony pleców!!!!! Pobiegłem w jego stronę gotowy kopać do
upadłego, niestety bestia uciekła, a ja zmarnowałem litr bardzo drogiej wody
pitnej (butelka 1,5l kosztuje tu 1 €!! ) na opłukiwanie... plecak z cordury to
nie przesiąkł, ale sami rozumiecie - założyć toto potem na plecy.... Bleee. Byłem
baardzo głęboko nieszczęśliwy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz