26.09.2011
poniedzialek, wyspa Boa Vista.
Pub
dla żeglarzy... taaak... Niesamowite spotkanie bandy podpitych i na ogół
starszych obierzyświatów. Głównie Francuzi i paru Niemców. Siedzimy przy stole
francuskim. Spotkaliśmy ludzi, którzy odrzucili cywilizację zachodnią i
popłynęli na szerokie wody... rekordzista pływa sam po świecie od 40 lat
jachtem bez silnika!!!
Następnego
dnia o 0700 Dom (od Dominic) czekał na nas na brzegu i pontonem zawiózł nas na
jachcik, gdzie czekała na nas też Juliet. Oboje na emeryturze po 60tce. On
techniczny z francuskiej telekomunikacji, ona wykładowca uniwersytecki. Juliet
mówi po angielsku, Dom nie bardzo... a w zasadzie wcale nie. W ich ruchach
widać żeglarską rutynę - znają swój jacht, mają tysiąc własnych sposobów i
patentów, trudno im pomóc w czymkolwiek bo są przyzwyczajeni do robienia
wszystkiego samemu. np. Mycie łańcucha kawałek po kawałku podczas wyjmowania
kotwicy... - mogłem przynajmniej wody z za burty nabierać...
Płyniemy
półwiatrem najpierw na silniku, potem na spinakerze a na końcu na genui i
grocie. Piękne. Marta troszkę się pochorowała, ale ogólnie była dzielna. W Boa
Vista lądujemy przed zmrokiem. kościół już zamknięty i kartka na drzwiach, że w
najbliższą niedzielę msza o 10tej...
Znajdujemy
hotelik za 25E za noc ze śniadaniem. Nie najgorzej. W poleconej przez
właściciela knajpie (stary, gruby marynarz, zna w Polsce Gdynię, Gdańsk,
Szczecin, mówi po angielsku) jemy spaghetti - Marta z krabami (takie nóżki
krabów w spaghetti - początkowo próbujemy łuskać, ale za mało mięsa za dużo
pracy, więc starcza spaghetti nasiąknięte ich smakiem) ja z niewiadomo czym i
nie chcę wiedzieć. takie twarde jakieś mięso. Z zamiarem umycia się, wstania za
pół h i wrócenia na miasto idziemy do hotelu i... zasypiamy.
Płyniemy pontonem na jacht |
kapitan na swoim miejscu |
przygotowanie spinakera |
przygotowanie spinakera |
od lewej Bolek, Marta, Julia, Dom |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz