A
noc na promie była dość przyjemna- czyli duszno nie było, tylko że nad ranem
dzieci zaczęły bardzo kaszleć. Do tego stopnia że Mąż stwierdził że jakby tak
Młoda Fedorowska kaszlała to Krzyś z sikierą robił by przejście do szpitala nie
szczędząc pani na recepcji gdyby mu powiedziała, że przyjmą ją dopiero jutro
;-)
prom
wystartował o 22:10 z Sal Rei a około
7:30 był w Prai.
zdrowie pięknych pań |
Praia-
stolica CV, z promu widać jeszcze piękne góry, a im bliżej się jest tym widzi
się w nich wysypisko śmieci... a szkoda bo piękne tu góry. Tylko że drzew nie
ma. Rozumiecie? najbliższe drzewo jakie
tu mamy to to na moich plecach. No jest jeszcze kilka palm ale bardzo dobrze że
nie zabraliśmy hamaku- nie było by go gdzie powiesić!!
teraz
siedzimy na kawie, moja się już skończyła a była pyszna. Ah jeszcze muszę
pochwalić mojego męża że kiedy Żona już nie ma siły nawet na to że nie wie
czego chce- to wyobraźcie sobie że Mąż wie!!! i to właśnie była pyyyszna kawa
;-D
pisanie relacji na Gustawie |
Och,
żona dzielna, mimo słońca weszła na taki wielki płaskowyż na którym jest Praja,
mimo że go najpierw trzeba było minąć bo była rzeka ale mostu nie było... no i
proponowałem, że busika weźmiemy bo ciężko, ale żona nie i nie, no i wlazła bez
gadania!!! I jeszcze mnie tak chwali, że aż się czerwienię. Tzn. w relacji, bo
tak na pierwszy rzut oka to nie widać, że chce pochwalić.
No
a kafejka jest fajna, ocieniona, duża i europejska. Odpoczęliśmy troszkę...
w Afryce płakać nie wolno, przynajmniej pod tym drzewem |
niekiedy
w życiu kobiety tak się dzieję że progesteron tak mocno działa że nawet w
Afryce chce się się płakać (powód: "bo tak!!) no i jedna z Żon, polka,
dziś tak miała... a że siedzieliśmy w cieniu drzewa na niewielkim placu to
oparłam moją zasmuconą głowę na kolanach męża i nie trwało to 15 sekund kiedy
podszedł do nas Człowiek z zapytaniem czy coś złego się dzieje! no i było po
smutku, bo zaczął tą Żonę rozśmieszać i mówić miłe rzeczy i że w Afryce nie
można być smutnym. No cóż, no to jak nie można to nie można ;-)
NO
STRESS
Marta
(żeby nie wyszło że ta żona to ja)
targowisko |
gdyby to wiązanie widziały chustomanieczki- o zgrozo!!! ;-D |
Udało się nam spotkać w końcu z Gustawem (jest z Togo, na CV od 5 lat, uczy angielskiego) i z Emilką (polka od 2 msc pracuje jako menagerka w hotelu, ale 45 min od Prai). Wspaniali ludzie, uśmiechnięci, baaardzo gościnni.
fontanna, oczywiście sucha, wszak jest teraz pora deszczowa |
Zlądowaliśmy
w domu u Gustawa, kiedy my się odświeżaliśmy to nasi gospodarze poszli do
sklepu po jedzenie i przynieśli typowe dla Togo jedzonko: ryż z jakąś dziwną
przyprawą- b. smaczny, gęś, kurczak, warzywa. A prawie wszystko z dodatkiem
papryczki chili dodali i oczywiście tylko małżeństwo Muszyńskich na nie trafiło-
łapczywie zapijaliśmy piekące gardła pierw wodą, potem grogiem ;-D
Emilka
musiała wracać do pracy, bo od tego zależy czy pojedzie jutro z nami na Fogo,
Gustaw poszedł oglądać mecz, a my po krótkiej drzemce wypuściliśmy się bujać po
stolicy :-)
tu mieszkaliśmy u Gustawo |
Potem
udaliśmy się na zwiedzanie Prai i hmm no byliśmy w takich miejscach że Gustaw
mieszkający tu 5 lat, pytał nas gdzie te zdjęcia są robione!! nie wiem czy on
tak słabo zna miasto czy to my się zapuściliśmy w jakieś nieznane tereny ;-) na
koniec trafiliśmy na mały cyrk uliczny z koncertem.
Wygibasy robili wspaniałe, kończyło się to fireshow tylko że musieliśmy iść żeby się Gustaw nie martwił czy jeszcze żyjemy (jego sms o 1700 z pyt. czy wszystko ok dotarł do nas o 2000( w końcu ma długo drogę do przebycia).
A
teraz mąż się myje, spłukuje trud dnia dziewicciodniowego mężowania, Gustaw
poszedł na taras (dach ) a ja popijam truskawkowy poncz, mniam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz