środa, 28 listopada 2012

jak sie wydostać z niechcianej wyspy



26.09. Boa Vista, rano, budzik jeszcze nie dzwonił a nastawiony na 7, pisze Żona.

No to z ciekawszych rzeczy co mi się przypomina to
-że nasz kolega Pako, który załatwił nam spanie zapomniał siatek u gospodarza w restauracji. No i właściciel mega się musiał namachać i naopowiadać żebyśmy zrozumieli o co chodzi. W końcu nas zaprowadził do tej restauracji w której jedliśmy pierwszy raz keczupę i tam nam pokazał te siatki. No cóż nasz kolega Pako był artystą z Senegalu ale mieszkał "miejscowość" obok i pojechał już do domu. Miejmy nadzieję że odbierze swoje arcydzieła.




Pako pijący z nami pifko

rodzina Pako
 
- kiedy czekałam na męża kiedy mieliśmy iść "na miasto" to przez ulicę, wzbijając tuman kurzu przebiegł osioł. Tak po prostu ;-)


Z mniej interesujących rzeczy to choroba morska... nie wdam się w szczegóły ale jeżeli by ktoś kiedyś miał to polecam banany ("łatwo przyszło, łatwo poszło" jak to mówi przysłowie). No i jak się już jest na lądzie to zapić wszystko coca colą. Potem można już funkcjonować i zjeść na obiad spaghetti z... krabami. Dziś niedziela i keczupy nie było(bo to za dużo pracy dla kucharza jak na niedzielę). Bolek też miał spaghetti, dopóki byliśmy głodni to bardzo smakowało. Po nasyceniu pierwszego głodu już jakoś mniej, do tego stopnia że nie zapytaliśmy z czym Bolek miał ten makaron...( na moje to albo jakieś wnętrzności typu serce, mózg, wątróbka, a jak nie to aaa blllle, jakoś nie fajnie się to wspomina, ale pierwszy głód da się przetrwać ;-D
 
Mieszkamy w hotelu od razu za kościołem. Hotel ma piękny taras, wieczorem podziwialiśmy rozświetlone miasto i gwieździste niebo.
Dziś w planach mamy dowiedzieć się jak się stąd wydostać i jak się dostać na 10.10 na Sal, bo to troszeczkę stresujące jak mamy taki trzymający termin. A przecież główne motto Cabo Verde to NO STRESS ;-D
aha, Bolek wczoraj widział latające ryby, chyba dwie.
zachód słońca Boa Vista

Boa Vista

na dachu naszego hotelu


27.09.2011
Wczoraj dowiedzieliśmy się o promie tyle, że mamy się dowiedzieć dziś, bo będzie w środę albo w czwartek, a dziś dowiedzieliśmy się, że będzie jutro, ale dokładnie nie wiadomo o której godzinie, koło 1200... Afryka...


patroszenie rekinów i czegoś długiego

rekin, prawdziwy rekin!
Po drodze jeszcze spotkaliśmy dwójkę ludzi patroszących rekina i jakieś coś węgorzowatego. Zdjęcia z tego są. Potem pierwszy raz nurkowałam w masce i z rurką. Nie było najłatwiej ale bardzo się mi podoba! no ale jak już się wymoczyłam to chciałam iść nad jakąś inną wodę no i wymyśliłam że idziemy zobaczyć wrak Santa Maria i to był... błąd. Europejczycy, pierwszy raz w Afryce... z bardzo małą ilością wody i do tego ubrani jakby mieli tylko na plaży ponurkować...no i całą noc spędziliśmy psikając się pentanholem na zmianę z chłodzącym balsamem, a rano pognaliśmy po 5litrowy baniak wody...

w poszukiwaniu skarbów na dnie
Wczoraj też wybraliśmy się na świetną wycieczkę do wraku Santa Marii - statku wyrzuconego na brzeg tutaj. Wycieczka była zacna, męcząca. Wzięliśmy za mało wody, a afrykańskie słońce okazało się bezlitosne - mnie opaliło nawet przez koszulę no i podczas pływania. Noc ciężka, spaleni jesteśmy oboje a do tego piaseczek z plaży - bo tu plaże mają piękne,tylko słońce straszne. A woda  wieczorem wydaje się tak ciepła jakby 200 murzynów właśnie nasikało...
Więc piaseczek nas obciera, poparzenia pieką.

spodenki są dobrą ochroną przeciw słońcu

to kościół pw.MB Fatimskiej!

dzikie osły


na horyzoncie cel naszego spaceru

na tym palcu nosi się obrączkę

odpoczynek na murku
Podczas samego przemarszu na wrak było dość ciekawie, widzieliśmy tysiące odcisków ptaków na plaży, latało też pełno różnych innych ptasiorów, może Tomek będzie wiedział jakie to. Zgubiłam myśl... no bo to wszystko wczoraj już było ;-)
No i jeszcze jedno ciekawe zwierzątko: krab( żywy!!) no i panika- szybko wyciągać aparat co by mu fotkę strzelić, ale był szybszy od nas i pędził do wody- ja z nim- ale fale go na tyle zalewały że nie umiałam go złapać w kadr, kiedy już zrezygnowałam i chciałam wrócić ( byłam juz tyłem do kraba) Mąż krzyknął : krab za tobą, no i ja zaczęłam uciekać i krzycząc bojąc się że on mnie już je!!! oczywiście Mąż zrywał boki ze śmiechu, bo ja oczywiście uwierzyłam że ten krab to już pędzi za mną!! wystraszyłam się bardzo ale cośmy się uśmiali to nasze :-D

Wracając odwiedziliśmy kolegów z fundacji żółwików. Widzieliśmy po drodze ich skorupy- znaczy żółwi a nie kolegów.
szkielet żółwia




wrak Santa Marii
Sam wrak robi duże wrażenie, ale dojść do niego wydawało się wieczne. W końcu się udało, jest on na tyle majestatyczny że nie miałam odwagi do niego wpłynąć, strach się bać.
Sparrow, kpt.Sparrow


Dziś zjechaliśmy z ambicjami i wybraliśmy się tylko na plażę robiąc sobie przerwę na sjestę w czasie, gdy słońce grzeje najmocniej. Niestety przerwy w dostawach prądu wyłączały nam wiatraka, i wtedy robiło się nieznośnie. Nawet w nocy było ciężko, a w dzień to już w ogóle. Więc na chwilę obecną mamy dość plaż, dość piasku, i chętnie zmienimy wyspę.

Haile Selassie I


Bob Marley

już tu jacyś Polacy byli przed nami...

Spotkaliśmy dzisiaj Juliet i Doma - naszych przewoźników. Kotwiczy obok nich samotny Polski żeglarz i pytał o nas. Jesteśmy z nim umówieni na jutro na 1000.

udało się nam spotkać z Julią i Domem!

tu piszemy wiadomość dla żeglarza Polaka

nasi przyjaciele odpływają na swój jacht

capoeira na plaży, pod kontrolą trenera-policjanta

Bolo dołącza do grupy ;-)

i pokazuje co potrafi

oni też pokazują ;-D



Wczorajszy dzień zaczął się śniadaniem o 8 rano (dziś było dokładnie to samo tylko że parę minut po 8). Na śniadanie dostaliśmy pyyyyszną kawę, sok z papai, bułki wyglądające jak grubsze rochliki ale smakują jak zwykłą bułka, a do tego roztopione masło, pachnące nie za fajnie i nie jedliśmy go, do tego smaczny pomarańczowy dżem, serek topiony (bułka na potem okazał się bułką z serkiem przetopionym) no i do tego banan. Mąż zjadł dziś Małyszowe śniadanie: bułka z bananem ;-)
co do cen bananów to o zgrozo u nas są tańsze! ale nie tak smaczne jak tutaj, więc warto się pokusić na zakup i jedzenie tutaj. Potem Żona (no padło na mnie) źle się czuła i po małych spięciach wróciłam leżeć pod wiatrak w naszym hoteliku. Całe szczeście Mąż po jakimś czasie się odezwał i już razem poszliśmy na prawie bezludna plażę.


Dziś też (hehe z okazji tygodnia małżeństwa) zakupiliśmy obraz od "artysty" jakoś mi się nie chce wierzyć że to Kolega który to sprzedał malował, bo tu w każdym sklepie z pamiątkami są takie same obrazki. No ale zakupiliśmy fajny obraz z symbolem wolności Afryki. Mieliśmy w sumie kupić kapelusz dla mnie, no ale nic na razie mnie nie zadowoliło, za to noszę tak ubraną chustkę na sobie że mówią do mnie Salam Aleikum ;-DDDD






po ciężkim dniu się należy ;-D













 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz