26.09.
Boa Vista, rano, budzik jeszcze nie dzwonił a nastawiony na 7, pisze Żona.
No
to z ciekawszych rzeczy co mi się przypomina to
-że
nasz kolega Pako, który załatwił nam spanie zapomniał siatek u gospodarza w
restauracji. No i właściciel mega się musiał namachać i naopowiadać żebyśmy
zrozumieli o co chodzi. W końcu nas zaprowadził do tej restauracji w której
jedliśmy pierwszy raz keczupę i tam nam pokazał te siatki. No cóż nasz kolega
Pako był artystą z Senegalu ale mieszkał "miejscowość" obok i
pojechał już do domu. Miejmy nadzieję że odbierze swoje arcydzieła.
|
Pako pijący z nami pifko |
|
|
rodzina Pako | | |
|
-
kiedy czekałam na męża kiedy mieliśmy iść "na miasto" to przez ulicę,
wzbijając tuman kurzu przebiegł osioł. Tak po prostu ;-)
Z
mniej interesujących rzeczy to choroba morska... nie wdam się w szczegóły ale
jeżeli by ktoś kiedyś miał to polecam banany ("łatwo przyszło, łatwo
poszło" jak to mówi przysłowie). No i jak się już jest na lądzie to zapić
wszystko coca colą. Potem można już funkcjonować i zjeść na obiad spaghetti z...
krabami. Dziś niedziela i keczupy nie było(bo to za dużo pracy dla kucharza jak
na niedzielę). Bolek też miał spaghetti, dopóki byliśmy głodni to bardzo
smakowało. Po nasyceniu pierwszego głodu już jakoś mniej, do tego stopnia że
nie zapytaliśmy z czym Bolek miał ten makaron...( na moje to albo jakieś
wnętrzności typu serce, mózg, wątróbka, a jak nie to aaa blllle, jakoś nie
fajnie się to wspomina, ale pierwszy głód da się przetrwać ;-D
Mieszkamy
w hotelu od razu za kościołem. Hotel ma piękny taras, wieczorem podziwialiśmy
rozświetlone miasto i gwieździste niebo.
Dziś
w planach mamy dowiedzieć się jak się stąd wydostać i jak się dostać na 10.10
na Sal, bo to troszeczkę stresujące jak mamy taki trzymający termin. A przecież
główne motto Cabo Verde to NO STRESS ;-D
aha,
Bolek wczoraj widział latające ryby, chyba dwie.
|
zachód słońca Boa Vista |
|
|
Boa Vista |
|
na dachu naszego hotelu |
|
27.09.2011
Wczoraj dowiedzieliśmy
się o promie tyle, że mamy się dowiedzieć dziś, bo będzie w środę albo w
czwartek, a dziś dowiedzieliśmy się, że będzie jutro, ale dokładnie nie wiadomo
o której godzinie, koło 1200... Afryka...
|
patroszenie rekinów i czegoś długiego |
|
|
rekin, prawdziwy rekin! |
|
Po
drodze jeszcze spotkaliśmy dwójkę ludzi patroszących rekina i jakieś coś
węgorzowatego. Zdjęcia z tego są. Potem pierwszy raz nurkowałam w masce i z
rurką. Nie było najłatwiej ale bardzo się mi podoba! no ale jak już się
wymoczyłam to chciałam iść nad jakąś inną wodę no i wymyśliłam że idziemy
zobaczyć wrak Santa Maria i to był... błąd. Europejczycy, pierwszy raz w
Afryce... z bardzo małą ilością wody i do tego ubrani jakby mieli tylko na
plaży ponurkować...no i całą noc spędziliśmy psikając się pentanholem na zmianę
z chłodzącym balsamem, a rano pognaliśmy po 5litrowy baniak wody...
|
w poszukiwaniu skarbów na dnie |
|
Wczoraj też wybraliśmy
się na świetną wycieczkę do wraku Santa Marii - statku wyrzuconego na brzeg
tutaj. Wycieczka była zacna, męcząca. Wzięliśmy za mało wody, a afrykańskie
słońce okazało się bezlitosne - mnie opaliło nawet przez koszulę no i podczas
pływania. Noc ciężka, spaleni jesteśmy oboje a do tego piaseczek z plaży - bo
tu plaże mają piękne,tylko słońce straszne. A woda wieczorem wydaje się tak ciepła jakby 200
murzynów właśnie nasikało...
Więc piaseczek nas
obciera, poparzenia pieką.
|
spodenki są dobrą ochroną przeciw słońcu |
|
|
to kościół pw.MB Fatimskiej! |
|
dzikie osły |
|
|
na horyzoncie cel naszego spaceru |
|
|
na tym palcu nosi się obrączkę |
|
odpoczynek na murku |
|
Podczas
samego przemarszu na wrak było dość ciekawie, widzieliśmy tysiące odcisków
ptaków na plaży, latało też pełno różnych innych ptasiorów, może Tomek będzie
wiedział jakie to. Zgubiłam myśl... no bo to wszystko wczoraj już było ;-)
No
i jeszcze jedno ciekawe zwierzątko: krab( żywy!!) no i panika- szybko wyciągać
aparat co by mu fotkę strzelić, ale był szybszy od nas i pędził do wody- ja z
nim- ale fale go na tyle zalewały że nie umiałam go złapać w kadr, kiedy już
zrezygnowałam i chciałam wrócić ( byłam juz tyłem do kraba) Mąż krzyknął : krab
za tobą, no i ja zaczęłam uciekać i krzycząc bojąc się że on mnie już je!!!
oczywiście Mąż zrywał boki ze śmiechu, bo ja oczywiście uwierzyłam że ten krab
to już pędzi za mną!! wystraszyłam się bardzo ale cośmy się uśmiali to nasze
:-D
Wracając
odwiedziliśmy kolegów z fundacji żółwików. Widzieliśmy po drodze ich skorupy-
znaczy żółwi a nie kolegów.
|
szkielet żółwia |
|
|
wrak Santa Marii |
Sam
wrak robi duże wrażenie, ale dojść do niego wydawało się wieczne. W końcu się
udało, jest on na tyle majestatyczny że nie miałam odwagi do niego wpłynąć,
strach się bać.
|
Sparrow, kpt.Sparrow |
|
Dziś zjechaliśmy z ambicjami
i wybraliśmy się tylko na plażę robiąc sobie przerwę na sjestę w czasie, gdy
słońce grzeje najmocniej. Niestety przerwy w dostawach prądu wyłączały nam
wiatraka, i wtedy robiło się nieznośnie. Nawet w nocy było ciężko, a w dzień to
już w ogóle. Więc na chwilę obecną mamy dość plaż, dość piasku, i chętnie
zmienimy wyspę.
|
Haile Selassie I |
|
|
Bob Marley |
|
|
już tu jacyś Polacy byli przed nami... |
|
Spotkaliśmy dzisiaj
Juliet i Doma - naszych przewoźników. Kotwiczy obok nich samotny Polski żeglarz
i pytał o nas. Jesteśmy z nim umówieni na jutro na 1000.
|
udało się nam spotkać z Julią i Domem! |
|
tu piszemy wiadomość dla żeglarza Polaka |
|
nasi przyjaciele odpływają na swój jacht |
|
|
capoeira na plaży, pod kontrolą trenera-policjanta |
|
|
Bolo dołącza do grupy ;-) |
|
i pokazuje co potrafi |
|
oni też pokazują ;-D |
Wczorajszy
dzień zaczął się śniadaniem o 8 rano (dziś było dokładnie to samo tylko że parę
minut po 8). Na śniadanie dostaliśmy pyyyyszną kawę, sok z papai, bułki
wyglądające jak grubsze rochliki ale smakują jak zwykłą bułka, a do tego
roztopione masło, pachnące nie za fajnie i nie jedliśmy go, do tego smaczny pomarańczowy
dżem, serek topiony (bułka na potem okazał się bułką z serkiem przetopionym) no
i do tego banan. Mąż zjadł dziś Małyszowe śniadanie: bułka z bananem ;-)
co
do cen bananów to o zgrozo u nas są tańsze! ale nie tak smaczne jak tutaj, więc
warto się pokusić na zakup i jedzenie tutaj. Potem Żona (no padło na mnie) źle
się czuła i po małych spięciach wróciłam leżeć pod wiatrak w naszym hoteliku.
Całe szczeście Mąż po jakimś czasie się odezwał i już razem poszliśmy na prawie
bezludna plażę.
Dziś
też (hehe z okazji tygodnia małżeństwa) zakupiliśmy obraz od
"artysty" jakoś mi się nie chce wierzyć że to Kolega który to
sprzedał malował, bo tu w każdym sklepie z pamiątkami są takie same obrazki. No
ale zakupiliśmy fajny obraz z symbolem wolności Afryki. Mieliśmy w sumie kupić
kapelusz dla mnie, no ale nic na razie mnie nie zadowoliło, za to noszę tak
ubraną chustkę na sobie że mówią do mnie Salam Aleikum ;-DDDD
|
po ciężkim dniu się należy ;-D |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz